Jeżeli chcesz być na bieżąco informowany o nowych wyprawach i wydarzeniach
- dopisz się do biuletynu
AUSTRALIA i NOWA ZELANDIA
Nie była to dla nas pierwsza wyprawa trampingowa, ale pierwsza z biurem Arsoba Travel. Czytając program wiedziałem, że będzie to bardzo intensywne pięć tygodni, jednak to czego doznaliśmy przerosło wszelkie nasze wyobrażenia.
Na początek kwestie organizacyjno – logistyczne. Ogromne wrażenie jeszcze przed wyjazdem zrobiła na nas dostarczona nam marszruta noclegowa na ponad 30 dni wraz z kosztami wyliczonymi dla każdego uczestnika osobno, z uwzględnieniem indywidualnych potrzeb, w arkuszu kalkulacyjnym, zawierającym dodatkowo aktywne linki do większości obiektów w których mieliśmy nocować. Ogromne kompendium wiedzy o obiektach, ich standardzie, wyposażeniu, oraz kosztach, bardzo przydatne także później w trakcie wyprawy. Bardzo fajna sprawa – pełna transparentność kosztów, wszystko co potrzebne w jednym dokumencie, ale również refleksja nad tym, że Jurkowi zależy i że poświęcił na przygotowanie wyjazdu mnóstwo pracy i czasu.
Znalazło to potwierdzenie już w trakcie pobytu na Antypodach. Jurek był perfekcyjnie przygotowany pod względem logistycznym. Pięć skoroszytów dokumentów dla każdego etapu wyprawy oddzielnie i jazda…… Widać było, że pilot zna się na tej robocie, jest opanowany i pewny siebie, jednocześnie empatyczny i cierpliwy…. Wszystko było tak jak miało być, samochody (5), przeloty wewnętrzne (3) no i noclegi. Nigdy nie było wtopy, sytuacji kryzysowej, że coś jest niepotwierdzone, czegoś nie ma, czy o czymś nie wiadomo. Jurek wchodził do recepcji kolejnych hoteli i po kilku minutach rozdawał klucze do pokojów uczestnikom. Po każdym co najmniej 12 godzinnym intensywnym dniu fajnie było szybko zalogować się w pokoju, zamiast czekać godzinę w recepcji jak to się często zdarza podczas wyjazdów grupowych.
Odnośnie samego programu – nie zawiedliśmy się. Myślę, że zobaczyliśmy tyle, ile można było i to czego oczekiwaliśmy. Oczywiście, gdyby doba miała 30 godzin, to Jurek skrzętnie by to wykorzystał, ale nie wiem, czy dalibyśmy radę. O Jurka kondycję można być za to spokojnym. Początkowo byliśmy nieco zatroskani o to, czy wytrzyma to tempo, czy jest dostatecznie wypoczęty, czy nie będzie przysypiał za kierownicą. Niepotrzebnie. Jak kładliśmy się spać Jurek przygotowywał się do następnego dnia, a gdy wstawaliśmy wracał ze zdjęciami wschodu słońca…. i oświadczał, że mamy czego żałować.
Dość osobliwe było to, że w pierwszych dniach Jurek realizując z pasją kolejne punkty programu jakby zupełnie zapominał, że grupa potrzebuje na spokojnie coś zjeść :) Z czasem przyzwyczailiśmy się do tego tempa i robiliśmy na wszelki wypadek zapasy żywnościowe.
Normalnym jest, że w trakcie tak długich wyjazdów zdarzają się miejsca i momenty lepsze i gorsze. Dla mnie niezapomniane i najbardziej atrakcyjne były dni wysiłkowe, trekkingi i wędrówki – na Mt. Kościuszko, wokół Kings Canyon, wokół Uluru oraz na ternie West Macdonnell NP., no i rzecz jasna Trawers Tongariro na Nowej Zelandii. Szkoda że zabrakło pogody i czasu żeby wspiąć się na Mt Taranaki, ale nie można chcieć wszystkiego. Generalnie każdy chyba słyszał że NZ jest piękna, jednak naprawdę warto zobaczyć to na własne oczy. Nawet Hobbiton, co do którego byłem mocno sceptyczny z uwagi na wybitnie komercyjny charakter, okazał się miejscem szczególnym, zupełnie wyjątkowym.
Bardzo podobał nam się również pierwszy dzień pobytu w Sydney, kiedy pływaliśmy po zatoce i podziwialiśmy miasto od strony wody za dnia i po zachodzie słońca.
Jeśli chodzi o dni, które osobiście zaliczam do tych słabszych, to prawie cały dzień w miasteczku poszukiwaczy złota Sovereign Hill, oraz rejs na rafę w Cairns, który wyobrażałem sobie zupełnie inaczej. Ale wiem od innych uczestników, że dla nich właśnie ten dzień był jednym z najlepszych. Rozczarowało mnie także Alice Springs jako miejsce, ale to przecież nie wina organizatora.
Mamy również pewien niedosyt jeśli chodzi o zwiedzanie miast – Melbourne i drugiego dnia w Sydney. Generalnie Jurek nie kryje tego, że nie przepada za miastami, omija je i dąży do miejsc dzikich, z piękną przyrodą, którą utrwala na zdjęciach. Rozumiem i podzielam tą pasję, uczestnikom wypraw z Jurkiem, którzy chcą spokojnym tempem połazić po wielkich aglomeracjach polecam wziąć tzw. „czas wolny”.
Podsumowując wyprawę – to było dla nas niezapomniane 5 tygodni. Zrealizowaliśmy marzenia, zobaczyliśmy miejsca, o których nawet nie śnią uczestnicy większości wycieczek objazdowych, czuliśmy się bezpiecznie i wyjątkowo. Była to wyprawa dosłownie „uszyta na miarę”, każdy z uczestników miał swój określony wpływ na jej ostateczny kształt.
Okolicznościowa płyta ze zdjęciami i filmami z wyprawy oraz miłym dodatkiem w postaci aromatycznej herbaty dotarła pocztą kilkanaście dni po wyprawie. Szkoda, że to już historia…
Szacunek i wielkie dzięki za wszystko Jurek!
Ania i Andrzej, Gorzów Wlkp.
Był to jeden z najlepiej zorganizowanych grupowych wyjazdów, w których uczestniczyłem. Szczególnie niezwykła była pasja z jaką Jurek przygotował trasę i nie do uwierzenia kondycja, z jaką wykonywał zaplanowany program. Po za tym świetna atmosfera i umiejętność budowania w grupie motywacji do pokonywania wspólnie trudności trasy i przeciwności, które zgotowała nam przyroda (burze piaskowe, pożary, drogi i deszcze). Uważam, że wyjazdy z Arsoba Travel są skazane na sukces i polecam je każdemu globtroterowi.
Mirek, Kraków
Miałem przyjemność uczestniczyć w wyprawie: „Australia 2012 - tydzień zaćmieniowy”. Moim celem było fotografowanie i obserwacja całkowitego zaćmienia Słońca. I nie zawiodłem się. Pomimo problemów z pogodą na wybrzeżu (Cairns), organizatorzy wykazali się pełnym profesjonalizmem w wyszukaniu bezchmurnego miejsca na obserwację. No i udało się w 100%! Oprócz tego jeszcze było zwiedzanie Sydney, Wielka Rafa Koralowa, Góry Błękitne itd.
Wyprawa była bardzo dobrze zorganizowana i jestem z niej zadowolony. Wielkie dzięki za niezapomnianą przygodę i do zobaczenie wkrótce.
Dominik, Dania
Wrażenia z wyprawy zaćmieniowej na Antypody z Arsoba Travel. Hmmm... pierwszą myślą jaka nasuwa mi się po wyprawie jest to, że podróżowanie z Jurkiem (i Tomkiem) nie jest dla mięczaków, ale jak każda rzecz, którą robi się z poświęceniem większym niż zazwyczaj, przynosi dużo radości.
Z założenia wyprawa trampingowa to nie wczasy w kurorcie pięciogwiazdkowym ze wszystkim podanym na talerzu bez ruszania się ze swojego leżaka. Tutaj, żeby dostać te wszystkie dobroci, trzeba czasem swoje: przejść, przebiec, przejechać, odczekać, niedospać, zmoknać, zmarznąć, spocić się, etc. Widząc jednak zapał i poświęcenie ze strony naszych „kierowników”, miejsca, do których docieramy dzięki ich zaangażowaniu, spotkania, które dochodzą do skutku po miesiącach spędzonych na korespondencji z drugą stroną świata, obserwacja zaćmienia przygotowana na najwyższym poziomie - wszystkie te niedogodności odchodzą w niepamięć.
W trakcie pięciu tygodni intensywnego zwiedzania, zobaczyliśmy taką ilość miejsc i przeżyliśmy tyle przygód, że spokojnie można by nimi obdzielić dwa razy więcej osób w dwa razy dłuższym czasie. Wszystko to dzięki Arsoba Travel i Eclipses.eu, za co oficjalnie dziękuję.
(...) Płytka dotarła, zdjęcia i filmy super, wszystko się otwiera i serce też krwawi z tęsknoty za czasami uwiecznionymi, ech pieknie było... Pozdro i dzięki!
Ela S., Tarnów
Długo szukałem wyprawy na antypody, która odpowiadałaby moim oczekiwaniom, czyli miała swój indywidualny charakter i pozwalała na obejrzenia jak największej ilości miejsc a zarazem pozwalała na osobiste przeżywanie wyprawy. Mój wybór padł na całkowicie nieznane mi biuro Arsoba Travel, które później było już tylko Jurkiem (i Tomkiem).
o głównie pozostało mi po tym wyjeździe oprócz zadowolenia z organizacji wyjazdu - to poczucie, że byłem z osobami, dla których podróżowanie jest życiową pasją i tym epatują przez cały wyjazd. Wiedzą co to chęć zobaczenia i osobistego dotknięcia wszystkiego co ciekawe, co może wzbudzić zainteresowanie. Chcesz wstać przed wschodem - proszę bardzo, chcesz wejść na „tę” górę - proszę bardzo, a może zobaczymy jeszcze „to” - proszę bardzo a nawet pełna zachęta, żeby jeszcze zobaczyć „coś” czego nawet nie ma w programie. Chcesz zrobić zdjęcie - proszę bardzo samochód „stop”, albo nawet ich ciągła samoistna inwencja, żeby stworzyć sytuację „fotograficzną”. Pełne zrozumienie potrzeby „pstrykania”.
Jurek przez swoje doświadczenie ma wspaniałe wyczucie „miejsc” - tego co ciekawe, niespotykane i warto na nim polegać jak mówi „to jest warte zobaczenia”. Tomek ma wiedzę „na wszystko” i warto go słuchać.
Z osobistych wspomnień to chciałbym z tego ogromu miejsc i obrazów opisać szczególnie dwa.
Większość organizatorów wyjazdu do AUS „sprzedaje” Uluru jako zachód i wschód słońca i to ma być magiczne, czyli, żeby wieczorem przyjechać i rano odjechać i „zaliczyć” Uluru. Z Jurkiem tak nie jest, dostaje się oprócz tego co wyżej to „spacer” ok. 9 km wokół Uluru i dopiero wtedy zyskuje się możliwość zbliżenia z górą-skałą, odczucia jej mistycznej natury, kiedy idziesz wzdłuż jej ścian, widzisz wielkość tego monolitu a zarazem oglądasz szczegóły, które sprawiają, że masz wrażenie, iż góra żyje, że ma płuca, ma oczy i usta. Raz jest górą, innym razem wielorybem lub delfinem, jest fascynująca, ale to tylko możesz odczuć tak jak proponuje Jurek – trzeba być przy niej blisko i dotykać jej chropowatości. Tylko jedno się nie udało, wejść na górę, nie pozwoliła temperatura i formalny zakaz a niestety Arsoba Travel odmówił ze swojego chyba naturalnego skąpstwa sponsorowanie indywidualnego wejścia na Uluru za jedyne 5000$ (drobna grzywna za samowolę) i tutaj widzę jedyny słaby punkt tego wyjazdu.
Drugie dla mnie „magiczne” wspomnienie to trekking trawersem Tongariro w NZ, trasa 19 km. Przejście z poziomu zielonego lasu tropikalnego przez obszary żółtej i pomarańczowo-brunatnej sawanny porośniętej trawami i krzaczkami, dalej przez brunatne skały w obszar zalegającego śniegu i księżycowego krajobrazu. I to wszystko w sąsiedztwie dymiącego wulkanu, wydobywających się z ciepłej ziemi oparów „piekła” i wejście w obszar śniegu, skał i niebiesko - zielonych jezior, a następnie wdrapanie się na znajdujący się przy Tongariro szczyt w sąsiedztwie czerwono - brunatnej gardzieli wygasłego /czasowo?/ krateru, i wspinanie się na górę w wulkanicznym pyle do kostek, jak po piaszczystych wydmach. Potem widok Tongariro w śnieżno - pasmowej dekoracji przy zachodzącym słońcu. Wejście w strefę Mordoru. W mojej ocenie podróżniczych przeżyć to oceniam trekking Tongariro jako „NAJPIĘKNIEJSZY JEDNODNIOWY TREKKING” życia. Już wtedy tak oceniłem i taka ocena pozostała w mojej pamięci.
I tak mógłbym jeszcze i jeszcze. . . .
Jurek (i Tomek) przygotowali fascynujący i indywidualny program wyprawy do AUS i NZ, wyjazd z nimi był dla mnie wspaniałą przygodą i „spełnieniem”. Jeżeli chce się mieć zapełniony każdy dzień, a wieczór przyjmować jako zbawienie odpoczynku i uporządkowania całodniowych wrażeń, to wyjazd z ARSOBA TRAVEL wszystko to zapewni.
Trudno wszystko opisać, ale dla zainteresowanych „jak to wygląda” i co można zobaczyć - wystarczy obejrzeć galerię zdjęć na stronie www Arsoba Travel.
Jurku i Tomku - dziękuję za wspólną przygodę i do zobaczenia na szlaku!
Stefan, Wrocław
Dziś obejrzałem zdjęcia i filmy. Jeszcze jestem pod wrażeniem. Wszystko jest w porządku. Zdjęcia, filmy genialne. Nareszcie mogę pochwalić się znajomym, rodzinie gdzie byłem i co widziałem. Gdy oglądali moje zdjęcia, a mam ich ok. 30, to każdy wątpił czy aby na pewno byłem w Australii.
Pomysł z certyfikatem i wygląd - miodzio. Miałem już okazję nie raz podziwiać całkowite zaćmienie, ale pierwszy raz mam taki dokument. Dobry pomysł. Jeszcze raz wielkie dzięki za imprezę i mam nadzieję do zobaczenia.
Maciek, Wronki